W wielu dzielnicach Rotterdamu narastają skargi, ponieważ użytkownicy i dilerzy cracku coraz częściej zajmują chodniki, tarasy i wejścia do budynków. Sytuacja budzi porównania do epidemii heroinowej z lat 90.
W dzielnicy Agniesebuurt, położonej niedaleko Rotterdam Centraal i ratusza, mieszkańcy skarżą się na lata poważnych uciążliwości ze strony narkomanów. „Mieliśmy ogromne problemy z uzależnionymi – wszędzie były strzykawki, śmieci, wymiociny, mocz, a nawet odchody,” powiedział Jan Ebeltjes, mieszkaniec, który obecnie pielęgnuje ogród, wcześniej zajmowany przez użytkowników narkotyków. „Ostatnio jest spokojniej. Wszystko jest ładnie przycięte i nie mogą już się chować w krzakach.” W tej okolicy zaatakowano pracownika miejskich służb porządkowych, a właściciel restauracji zamknął lokal po 18 włamaniach.
Miasto podjęło działania interwencyjne. Pod koniec czerwca burmistrz Schouten ogłosiła politykę zerowej tolerancji, nazywając sytuację nie do przyjęcia. „Dzielnica jest terroryzowana przez grupę dilerów próbujących przejąć kontrolę nad terenem” – powiedziała. Od tego czasu zainstalowano kamerę, doświetlono ciemne miejsca i zwiększono liczbę patroli policyjnych. Urzędnicy identyfikują też osoby, które kwalifikują się do opieki lub szkoleń zawodowych.
„W ostatnich latach widzimy coraz więcej ludzi powodujących zakłócenia w przestrzeni publicznej, także w Agniesebuurt,” powiedział radny miejski Ronald Buijt, przyznając, że problem się utrzymuje. Jeden z bezdomnych, który mieszkał w parkingu podziemnym, opuścił już to miejsce, a ogród daje teraz ukojenie zamiast zagrożenia.
Jednak zaledwie dwa kilometry dalej, w dzielnicy Oude Westen, mieszkańcy nie zauważają żadnej poprawy. Obszar wokół Museumparku wciąż ma być pełen widocznej nędzy i uzależnień. „Ludzie są w tragicznym stanie,” powiedziała Carrie Jansen – mieszkanka, adwokat społeczna i felietonistka „AD”. „Idąc do supermarketu mijam około siedmiu osób proszących o pieniądze. Leżą na tarasach pubów. Rano boję się wynieść śmieci.”
Według doniesień wielu z uzależnionych to byli migranci zarobkowi, którzy stracili zarówno pracę, jak i dach nad głową. Radny Buijt przyznał, że skargi są uzasadnione i zapowiedział wzmożenie działań: „Otrzymaliśmy też te sygnały. Tam również musimy zintensyfikować nasze działania.”
Trwający kryzys przypomina Jansen epidemię heroinową z lat 90. Wówczas użytkownicy pozostawiali zakrwawione igły na ulicach i często uciekali się do przestępczości lub prostytucji w tzw. tippelzonach, jak G.J. de Jonghweg czy Keileweg. W pewnym momencie kontrowersyjny program „Perron Nul” zezwalał na otwarte używanie narkotyków w pobliżu głównego dworca. Początkowo chwalony, szybko wymknął się spod kontroli i przyciągnął jeszcze więcej uzależnionych. Po jego zamknięciu miasto wraz z organizacjami pomocowymi usunęło z ulic około 4 000 osób, zapewniając im schronienie i opiekę medyczną.
Radny Buijt zapewnił, że historia się nie powtórzy. „Na szczęście jesteśmy jeszcze daleko od tamtej sytuacji. To nigdy więcej nie wydarzy się w Rotterdamie – ale właśnie dlatego musimy działać już teraz,” powiedział. „Wciąż możemy zrobić wiele – wyprowadzić z ulicy osoby, którym da się pomóc, i mocniej uderzyć w dilerów narkotyków.”
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz