Prokuratura zarekomendowała obowiązkowe leczenie psychiatryczne pod pewnymi warunkami dla 42-letniej Adriany P., oskarżonej o to, że w listopadzie ubiegłego roku w Zutphen wyrzuciła swojego pięcioletniego syna z balkonu.
Według prokuratora P. działała całkowicie pod wpływem zaburzenia psychicznego. Oznaczałoby to, że faktycznie dopuściła się tego czynu, lecz nie ponosi za niego odpowiedzialności karnej.
Chłopiec spadł z piątego piętra budynku mieszkalnego, w którym mieszkali, z wysokości około 15 metrów nad ziemią. Przeżył upadek, ale doznał m.in. zapadnięcia płuca.
Po kilku dniach chłopiec mógł opuścić szpital. Prokurator określił to mianem „cudu”. Obecnie dziecko przebywa w rodzinie zastępczej.
P. była wcześniej zdiagnozowana jako osoba cierpiąca na schizofrenię. Zmaga się również z PTSD oraz uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. „Kobieta o dwóch twarzach” – powiedział o oskarżonej prokurator. „Zdarzało się, że całkowicie traciła kontrolę, ale mimo tego była dobra dla swojego syna”. Ponieważ prokurator uważa, że istnieje ryzyko powtórzenia się takich zdarzeń, uznaje za konieczne długotrwałe leczenie.
„Każdy, kto pobieżnie przeczyta nagłówki, może odnieść wrażenie, że moja klientka jest potworem” – stwierdził adwokat P. „Matka, która wyrzuca własne dziecko z balkonu – kto by tak zrobił? Ale mogę zapewnić, że prawda jest zupełnie inna”. Obrońca wniósł o uniewinnienie swojej klientki. Jeśli jednak sąd uznałby ją winną, domagał się również orzeczenia TBS z warunkami – formy leczenia, w której P. nie zostałaby przymusowo umieszczona w klinice.
Kobieta zeznała w czwartek przed sądem, że głosy w jej głowie kazały jej wyrzucić chłopca z balkonu i że podczas tego zdarzenia była jak w transie. „Trzymałam go w ramionach i powiedziałam: ‘Nadszedł czas, Marwan’. Dałam mu wiele pocałunków, a potem pozwoliłam mu polecieć. Powiedziałam: ‘Leć jak motyl’”. Dodała też, że odstawiła leki przeciwdepresyjne.
Policja odwiedziła mieszkanie już około godzinę przed incydentem, ponieważ P. krzyczała z balkonu. Funkcjonariusze opuścili lokal, gdy kobieta się uspokoiła. Zaledwie godzinę później P. miała wyrzucić syna z balkonu. Policjanci, którzy przybyli na miejsce, usłyszeli, jak krzyczy: „To ja”.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz