Liczba sklepów z zabawkami w Holandii gwałtownie spadła w ciągu ostatnich dwóch dekad – z 1 048 w styczniu 2005 roku do zaledwie 571 w maju 2025 roku, wynika z nowych danych uzyskanych przez BNR od firmy badawczej Locatus. Choć liczba sklepów stacjonarnych nadal maleje, te, które przetrwały, znacząco się powiększyły – średnia powierzchnia sklepu wzrosła w tym czasie o 45 procent.
W 2005 roku przeciętny sklep z zabawkami w Holandii miał 206 m². Obecnie to już 298 m². „Sklepy są nie tylko większe średnio, ale coraz częściej spotyka się też naprawdę duże placówki,” powiedział Gertjan Slob, dyrektor ds. badań w Locatus, w rozmowie z BNR. W 2005 roku w Holandii działały 24 sklepy z zabawkami o powierzchni powyżej 800 m². W 2025 roku jest ich już 44.
Przykładem tego trendu jest irlandzka sieć Smyths, która w październiku 2024 roku otworzyła swój czwarty sklep w Holandii – w dawnym supermarkecie w Arnhem, o powierzchni 2 500 m². Wcześniej firma uruchomiła placówkę w dawnym budynku V&D w centrum handlowym Hoog Catharijne w Utrechcie.
Gwałtowny spadek liczby sklepów z zabawkami jest w dużej mierze skutkiem wzrostu znaczenia handlu internetowego, który całkowicie przekształcił krajobraz handlowy w ciągu ostatnich 20 lat. Sprzedawcy zabawek byli jednymi z pierwszych i najbardziej dotkniętych tym procesem – zauważa Slob. Dodatkową presję wywarły inne segmenty rynku – np. drogerie – które zaczęły oferować zabawki w swoim asortymencie.
Choć w ostatnich latach wydawało się, że liczba sklepów z zabawkami się ustabilizowała, w ciągu ostatnich 18 miesięcy ponownie odnotowano spadek. Jednym z powodów, jak wskazuje Slob, może być trudność właścicieli niezależnych sklepów w znalezieniu następców. Inni – nadal obciążeni długami po pandemii COVID-19 – zdecydowali się zamknąć działalność na stałe.
Wzrost średniej powierzchni sklepów to odpowiedź na konkurencję ze strony e-commerce. „W internecie można dostać wszystko. Dlatego sklep stacjonarny z zabawkami musi oferować szeroki i głęboki asortyment. A to wymaga więcej metrów kwadratowych,” wyjaśnił Slob. Dzisiejszy sprzedawca nie może już ograniczać się do kilku pudełek Lego czy figurek Schleich.
Choć analitycy branżowi od lat sugerują, że sklepy stacjonarne mogą konkurować z e-handlem poprzez stworzenie atrakcyjnego doświadczenia zakupowego, Slob nie dostrzega, by ten trend przyjął się w Holandii. „Nie widzimy tutaj niczego na wzór londyńskiego Hamleysa, gdzie pracownicy prezentują zabawki i gry. Myślę też, że trudno byłoby uczynić taki model opłacalnym,” dodał.
Do powiększania się sklepów przyczynił się też spadek czynszów od 2008 roku, wywołany rosnącym poziomem pustostanów w strefach handlowych.
Innym zauważalnym trendem jest wzrost liczby markowych sklepów należących bezpośrednio do producentów. Firma Lego ma obecnie cztery sklepy w Holandii, Märklin (producent modeli kolejowych) – trzy, a Ravensburger (gry i puzzle) otworzył trzy nowe placówki w ciągu ostatniego roku.
Ci producenci omijają tradycyjne kanały sprzedaży. „W internecie już mają bezpośredni kontakt z klientem. Sklep w przestrzeni miejskiej ma dokładnie taki sam cel,” powiedział Slob. „Oczywiście pełni też funkcję marketingową. Taki sklep buduje społeczność wokół marki.”
Co ważne, sklepy te nie są skierowane wyłącznie do dzieci. Slob przywołał przykład zestawu Lego umożliwiającego dorosłym budowę modelu katedry Notre-Dame w Paryżu.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz