Blisko 890 tysięcy Holendrów mieszkających za granicą może wpływać na wyniki wyborów do Tweede Kamer, jednak tylko niewielka część z nich faktycznie głosuje - przez co ich wpływ ogranicza się do zaledwie jednego lub dwóch mandatów spośród 150.
Procedury głosowania są skomplikowane - powiedział AD Eelco Keij, przewodniczący Fundacji na rzecz Holendrów za Granicą
.„Procedury są biurokratyczne i niejasne. Poczta ze Hiszpanii może iść miesiąc. W Kanadzie trwa strajk pocztowy. W USA holenderskie pomarańczowe koperty zostały uznane za podejrzane i odłożone na bok” - wyjaśnił Keij.
Zarejestrowało się jedynie 135 tysięcy osób, z czego zwykle około dwóch trzecich faktycznie oddaje głos. Jak powiedział politolog prof. Henk van der Kolk w rozmowie z AD:„Wielu ludzi w ogóle nie wie, że mogą głosować z zagranicy. A wielu nie zdaje sobie sprawy, że najpierw muszą się zarejestrować, aby otrzymać karty do głosowania.” Dodał, że część emigrantów po latach mieszkania za granicą czuje się oderwana od Holandii.
Eelco Keij z SNBN opowiada się za wprowadzeniem „pakietu emigracyjnego” z informacjami o głosowaniu oraz pilotażem głosowania cyfrowego. Partie D66 i Volt popierają taki pomysł.
Profesor van der Kolk podkreśla jednak, że złożony system jest wynikiem kompromisu między bezpieczeństwem a wygodą.
„Uproszczenie jest możliwe, ale nie może odbywać się kosztem wiarygodności” - zaznaczył.
Preferencje wyborcze Holendrów mieszkających za granicą różnią się od tych w kraju. W wyborach w 2023 roku PvdA-GroenLinks uzyskała 28% głosów za granicą (w kraju tylko 15%), natomiast PVV zdobyła 23% w Holandii, ale zaledwie 6% za granicą.
„Holendrzy mieszkający za granicą są często bardziej międzynarodowo nastawieni i pracują w organizacjach takich jak UE czy ONZ” - powiedział Van der Kolk w rozmowie z AD.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz